Kurożerne rudzielce

Mała, popegeerowska osada Lipniki (gmina Jedwabno) ostatnio nękana jest przez lisy i to do tego stopnia, że problem ów stanął na forum gminnej rady. Ale po kolei. Jak mówią mieszkańcy wsi, zwierzaki te od zawsze panoszyły się po okolicy, tyle że to co dzieje się w tym roku, przerasta ludzkie wyobrażenie. Lisy dokonały bowiem w Lipnikach istnego spustoszenia w pogłowiu kur, kaczek i gęsi. Miejscowi sądzą, że swoje gniazda, a właściwie nory mają one tuż za starą popegeerowską owczarnią i stąd ruszają na łowy. W dodatku nie polują zgodnie z lisim obyczajem, tj. pod osłoną nocy, ale są tak rozbestwione, że atakują wiejski drób w biały dzień, nierzadko w samo południe.

URATOWANY KOGUCIK I ZASADZKA W GOŁĘBNIKU

Kilka dni temu 70-letnia mieszkanka Lipnik pracowała przy truskawkach i wówczas usłyszała stłumiony krzyk kogucika. Kiedy podniosła głowę, zauważyła, że jakiś lis taszczy w pysku jej pierzastego ulubieńca. Szybko zerwała się na nogi, chwyciła pierwszą lepszą rzec jaka jej się nawinęła pod rękę, a był to kawałek deski, i cisnęła nim w kierunku drapieżnika. Jeszcze ruszyła biegiem za rudzielcem, ale niestety, czynność tę przypłaciła upadkiem. Mimo sędziwego wieku szybko podniosła się z ziemi i wówczas zauważyła, że lis porzucił kogucika, po czym umknął w nieznane, ginąc z jej oczu w wysokiej trawie. Ptak jakimś cudem ocalał - uszedł z życiem z lisich pazurów i zębów. Rzecz miała miejsce w biały dzień, nieomal w centrum wsi. O tej lisiej inwazji dowiedzieliśmy się od radnej Haliny Jaśniewicz, która mieszka na uboczu, pod lasem.

- Na razie lisy omijają moje gospodarstwo, natomiast bezczelnie buszują w środku wsi, w okolicach sklepu - mówi pani Halina i dodaje, że każdemu z mieszkańców tej okolicy drapieżniki uprowadziły co najmniej po 5, 6 sztuk drobiu, m. in. Barbarze Tomaszewskiej - fot. 1. Dotąd ptactwo biegało pod gołym niebem, ale teraz nikt nie trzyma go poza kurnikami, choć i to przestało pomagać. Bezczelne lisy potrafią znaleźć jakąś szparę i wejść do kurnika, aby tam zrobić swoje. Jeden z gospodarzy, jak nam opowiada pani Halina, zawziął się na rudzielca i zaczaił w gołębniku. Ba, spędził w ciasnym pomieszczeniu kilka godzin, ale lis w tym czasie nie przyszedł. Cóż, zjawił się nazajutrz, wyniósł z kurnika kokoszkę i tyle było go widać. Opisane wyżej historyjki mogą wydać się dość humorystyczne, ale mieszkańcom Lipnik wcale nie jest do śmiechu. Lisi problem został zgłoszony na forum gminnej rady i wójt Budny obiecał, że zwróci się w celu jego rozwiązania do leśniczych, ale czy będzie jakiś odstrzał lub nastąpią jakieś inne działania - nie wiadomo, pokaże to najbliższy czas.

PS.

Jak dowiadujemy się w ostatniej chwili, mieszkańcom wsi Lipniki oprócz lisów, dają się we znaki również i inne zwierzaki, mianowicie gady. Zauważa się ich niespotykaną liczbę. Nie tylko na łąkach, ale i w ogródkach oraz warzywniakach pełzają rozmaite żmije. Lipniczanie zidentyfikowali brązową żmiję zygzakowatą, ale oprócz niej widują jeszcze jakiś inny, nierozpoznany gatunek. Przez to, co zrozumiałe, we wsi zapanował teraz lekki strach.

SKRZYDLACI KRWIOPIJCY I APEL O PORZĄDEK

W innych z kolei regionach powiatu dają się we znaki jeszcze inne stwory - mali krwiopijcy. Tym razem „Kurek” nie usłyszał o tym z niczyich ust, a po prostu wyczytał. Na wielu sosnach porastających przybrzeżne okolice jeziora Świętajno widać bowiem takie oto ogłoszenia - fot. 2.

W bezpośrednim natomiast sąsiedztwie bardzo czystych wód tego akwenu, na nadbrzeżnych drzewach wywieszono zupełnie inne i dużo większe, wręcz ogromne tablice z apelem o porządek - fot. 3. Co z tego, jeśli nie dalej, jak dziesięć metrów od takiej tablicy, a dwa od tafli jeziora „Kurek” zobaczył coś takiego - fot. 4. Samochód zaparkowany wprost na piaszczystym podłożu małej, dzikiej plaży nad jez. Świętajno.

Kierowca najwyraźniej uważał, że auto nie zaśmieca okolicy i parkować mu wszędzie wolno, nawet na piasku. Spotkała go jednak kara - urządzając sobie postój w takim miejscu, co nietrudno było przewidzieć, podczas próby odjazdu, zakopał się po felgi.

DYREKTORSKI SUM

Wychodzi na to, że głównym dzisiejszym tematem rubryki są rozmaite zwierzaki. Były już lisy, żmije i komary, teraz czas na te, które za swoje środowisko życiowe obrały żywioł wodny, czyli ryby. W ostatnim dniu czerwca, szef szczycieńskiego MOS-u Krzysztof Mańkowski, wybrał się po pracy na małe wędkowanie. Na miejsce połowu obrał sobie molo w wodnej bazie. Ponieważ miał to być bardziej relaks, niż poważne polowanie na grubą rybę, dlatego też i nie spodziewał się jakiejś wielkiej zdobyczy. Ot, chciał chwilę wytchnąć na łonie natury, gdy tymczasem... Coś nagle mocno szarpnęło wędką raz i drugi, zatem trzeba było szybko zacinać. Po niepodziewanie ostrej walce, okazało się, że na dyrektorski haczyk nadział się całkiem spory sum - fot. 5.

Po chwili radości z połowu przyszła chwila na sprawienie zdobyczy do celów kulinarnych. Dyrektor zwrócił się o pomoc do znajomego, ale gdy ten dowiedział się o jaką rybę chodzi, stanowczo odmówił. Stwierdził, że okaz musi trafić z powrotem do jeziora, bo na suma obowiązuje okres ochronny od 1 listopada do 30 czerwca(!). Gdyby ryba została złowiona tylko te kilkanaście godzin później, mogłaby być przedmiotem konsumpcji, a tak, niestety, nie. Rad nierad Krzysztof Mańkowski wypuścił suma do wody. Teraz pływa on sobie gdzieś między szuwarami.

NAJWIĘKSZA NASZA RYBA

Sum to arcyciekawa ryba i największa jaka żyje w naszych mazurskich wodach. Jest już jej coraz mniej, bo stanowi gatunek ginący. Z tego powodu warty choćby krótkiego opisu. W dawniejszych czasach, w XVII i XIX w. nie darzono suma wielką sympatią. W literaturze przedstawiany był jako nienasycony rabuś i gatunek należący do pośledniejszych, zbyt tłusty oraz niestrawny dla człowieka. Ale już wtedy uwagę zwracały niebywałe rozmiary dorosłych osobników. Uważano, że potrafi żyć nawet sto lat, a najstarsze przekazy mówią o połowach gigantycznych wręcz okazów o wadze przekraczającej 300 kg i blisko 5-metrowej długości ciała. Takie informacje podaje witryna www.fishing.pl. Obecnie tak wielkich sumów już nie spotykamy, a maksymalną granicę wieku określa się na 30 – 40 lat.

Warto jednak dodać, że rekordowy okaz złowiony w Polsce, a miało to miejsce w 2009 r. na sztucznym jeziorze elektrowni Rybnik ważył - bagatela 102 kg i mierzył 245 cm długości. Złowił go Marian Sokołowski metodą „na żywca”, za pomocą 33-centymetrowego karpia(!). (wiadomości wędkarskie 10/2009 r.). Wynik ten tylko minimalnie ustępuje rekordowi świata Stefana Seuß`a, który złowił suma mierzącego 2,48m i ważącego 102,8kg - fot. 6. Widoczny na drugim planie okaz został złowiony tego samego dnia przez Benjamina Gründera i miał odpowiednio 2,41m i 97,4kg (www.zebco.pl). Jak widać na zdjęciu, dyrektorskiemu sumowi brakuje sporo do tych olbrzymów, ale kto wie? Coraz czystsze wody obu miejskich jezior sprzyjają rozwojowi wodnej fauny, więc być może za kilkanaście lat z uwolnionego okazu wyrośnie dwumetrowy gigant.