Kilka lat temu kolumny wojskowe przejeżdżały przez Szczytno bardzo często. Powodem były liczne manewry na poligonie pod Orzyszem – lub z nich powrót. Przy trasach przejazdu stawało specjalne wojskowe oznakowanie, a z wozów bojowych do przechodniów machali żołnierze z różnych krajów należących do NATO.

Prawie ściśle tajneTakich przejazdów w ostatnim czasie zrobiło się jakby mniej, ale pod koniec lipca wojskowa kolumna przemierzyła Szczytno. Na specjalnych lawetach znalazły się czołgi, a naszemu Czytelnikowi, Panu Robertowi, udało się zrobić na ul. Odrodzenia zdjęcie jednego wozu bojowego wraz z zamaskowaną załogą (fot.1) oraz pojazdu gąsienicowego przewożonego na lawecie (fot.2).

Wojskowe kolumny, liczące paręnaście pojazdów, poruszają się, rzecz jasna, drogami publicznymi także poza terenem zabudowanym. Dla kierowców zwyczajnych samochodów to zazwyczaj spore utrudnienie, ponieważ kolumny pokonują kolejne kilometry z umiarkowaną prędkością i spowalniają ruch. Przepisy nie zabraniają wyprzedzania tego typu grup pojazdów. Problem polega na tym, że takiego manewru nie można wykonywać na raty – trzeba wyprzedzić wszystkie pojazdy naraz. Zakazane jest wciskanie się między np. rosomaka a wojskowego jelcza. Na naszych krętych zazwyczaj drogach wyprzedzenie liczącej paręset metrów kolumny graniczy raczej z cudem…

 

 CIĘŻKI SPRZĘT

Ciężki sprzęt, ale już niezwiązany z wojskiem, pojawił się pod koniec minionego tygodnia na ul. Leyka. Powodem była konieczność doprowadzenia do odpowiedniego stanu kanalizacji na rzeczonej ulicy. Prace prowadzono w środku dnia, przy sporym ruchu i… Jak widać, ten odcinek ul. Leyka przedzielony jest na łuku długości ponad 50 m wysepką oddzielającą oba pasy ruchu. Pas od strony osiedla był wyłączony z użytkowania i kierowcy poruszający się od strony ronda im. Kresowiaków musieli się poruszać pod prąd, wjeżdżając dodatkowo na pobliski lewoskręt (fot.3). Zazwyczaj przy takiej okazji pojawia się jakaś osoba sterująca ruchem i dbająca jednocześnie o bezpieczeństwo. Choć przyglądaliśmy się pracom przez kilkanaście minut, nikt taki się nie pojawił. Nie wprowadzono także świateł. Kierowcy poczuli się zdezorientowani – szczególnie, jeśli znienacka zobaczyli kogoś jadącego z naprzeciwka swoim pasem (lub pod prąd). Kilkakrotnie widzieliśmy zmotoryzowanych salwujących się ucieczką na wysepkę.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.